
Aleksandra Zienkiewicz
Zastanawiałeś się kiedyś jak kadrujesz swoje życie?
Ten tekst będzie dla mnie chyba pierwszym trudnym. Kiedy pomyślałam o tym, żeby go napisać wydawało mi się, że słowo po prostu wypłynie spod palców niepohamowaną potrzebą zaistnienia. Usiadłam wygodnie w swoim ukochanym miejscu, zaparzyłam rumianek, złapałam za komputer i… hmmm… powiedzmy, że oczekiwana fala wybitnego natchnienia nie spieszyła się z nadejściem.

Zacznę od tego, że parę miesięcy temu podczas pobytu w Warszawie spędziłam sporo czasu w końcu spokojnie po niej spacerując. Nie biegłam do pracy, ani na żadne spotkanie… Mogłam nareszcie dokładniej rozejrzeć się i poczuć klimat tego miasta. Jeden dzień poświęciłam wyłącznie sobie. Odwiedziłam kilka wystaw i jedna z nich zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie, że zainspirowała do napisania tego tekstu.
„POLSKA NA EKSPORT” w Galerii Zachęta.
Spędziłam trzy piękne i intensywne godziny oglądając fotografie wykonywane głównie przez Rolke, Kossakowskiego, Holzmana i Jarosińską. Publikowano je w miesięczniku „Polska”. Dla osób przebiegających przez Galerię była to zapewne tylko wystawa dobrych fotografii, którą można było zaliczyć mniej więcej w godzinę. Niestety, nie można było w tym czasie dokładnie przyjrzeć się tym fotografiom i zrozumieć, co tak naprawdę się ogląda- przynajmniej moim skromnym zdaniem. Otóż wspomniane pismo ukazywało się w okresie PRL, w kilku wersjach językowych, a jego redaktorzy doskonale zdawali sobie sprawę z możliwości jakie dawała fotografia w kreowaniu wizerunku Polski za granicą. Wystawa przedstawiała materiały wydrukowane (łącznie z treścią), materiały wykorzystane do publikacji (w oryginalnym kadrowaniu) oraz materiały odrzucone. Dopiero to zestawienie dało możliwość dostrzeżenia jak kadr i obróbka zmieniały wydźwięk zdjęcia.
Największe wrażenie zrobiły na mnie dwa tematy i im chciałabym poświęcić chwilę.
· Malarka na ryneczku-zdjęcie przedstawiało kobietę malującą obraz. Była ona zadbana i atrakcyjna. Tak przynajmniej ją zapamiętałam. Jej pracy przyglądało się kilku chłopców. Kadr sprawiał wrażenie pełnego. Atmosfera bardzo przyjemna-klimat artystycznego, spokojnego miasteczka. Zestawienie z kadrem oryginalnym (szerokim)... Pojawił się dotychczas słabo widoczny mur, na którym pozostały ślady po kulach, chłopcy natomiast mają bose stopy i ubrani są w o wiele za duże na nich płaszcze, a kobieta malująca obraz? Cóż, wydaje się zupełnie do tej przestrzeni nie pasować.
· Człowiek opowiadający…siedem fotografii wykonanych podczas opowiadania historii przez pewnego mężczyznę. Tematem reportażu były wspomnienia po II wojnie światowej. Na łamach miesięcznika pojawiły się zdjęcia w szerokim kadrze. Robiły wrażenie, ale… Kossakowski poddał te fotografie ponownej obróbce. Pogłębił kontrast i zmienił kadrowanie, a serii nadał tytuł „Człowiek opowiadający o śmierci swojego brata”. W tej wersji obrazy stały się bardzo intensywne i przejmujące (fotografie można znaleźć,np. na stronie artmuseum.pl). Według mnie zyskały one ogromny ciężar emocjonalny. Mocno mnie poruszyły.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ dzięki tej wystawie, nie tylko tym dwóm tematom-bardzo ciekawych historii było tam o wiele więcej-ale przecież nie o to chodzi, żeby je teraz wszystkie opisywać. W każdym razie, dzięki tej wystawie naszła mnie refleksja dotycząca realiów w których żyjemy. Jak kadrujemy swoje życie? Jak je przedstawiamy? I przede wszystkim, dlaczego? Pismo Polska miało jasny cel-kreowanie wizerunku. A my? Jaki my mamy cel? Po co nam ta doskonałość? Po co nam wycinanie z kadru niewygodnych elementów? Czy nie lepiej, na przykład, na taką sobie rzeczywistość spojrzeć po prostu w innym kontekście? Dostrzec fragmenty w innym świetle zamiast je wycinać?

Często bawię się fotografią. Łapię bardzo zwyczajne kadry-telefonem. Nie ma w tym nic specjalnego: po prostu drzewo, po prostu plaża, po prostu pies, po prostu ludzie-po prostu moment. Łapię je tak, jak widzę, po swojemu. I owszem, obrabiam później, zmieniam wybarwienie, kontrastuję-owszem, ale tylko dlatego, że tak właśnie w tej chwili ten moment widzę. Lubię swoim fotografiom nadawać znaczenie, to taka moja „mała sztuka” taka „artystyczna” ekspresja. Nie wydaje mi się natomiast żeby słuszną drogą było traktowanie w ten sposób rzeczywistości, a mam wrażenie, że dokładnie to ostatnio obserwuję. Kiedy przeglądam zdjęcia na portalach społecznościowych (już o tym wspominałam), pomijając konta tematycznie ze sztuką związane, a takich na szczęście oglądam sporo (co daje mi jakieś poczucie równowagi), to poza nimi, niestety, widzę często obrazy zupełnie niezwiązane z rzeczywistością. Tak niewiarygodnie perfekcyjne, że po prostu ohydne, męczące... i zastanawiam się wtedy jak odbierać ludzi, którzy to robią? Czy nie są rozczarowani kiedy stają rano przed lustrem i okazuje się, że jednak mają ludzkie zmarszczki? Czy jeśli posiłek nie wygląda tak perfekcyjnie jak w karcie dań, jedzą go? Czy dotykają psa, który wyszedł z rzeki? Czy siadają na chodniku? Czy chodzili bosą stopą po trawie? Czy miewali te stopy brudne? Czy mieli kiedyś brudną umywalkę? Czy pachną mydłem? Czy w ich mieszkaniach trzeba chodzić w specjalnych bawełnianych kapciach? Czy można im ufać? I przede wszystkim… czy oni ufają sobie…? Ot…refleksja po bardzo dobrej wystawie. Nawet jeśli jej główny kontekst był polityczny.


